Kliknij tutaj --> ⛸️ skarby znalezione po wojnie
Data i miejsce śmierci. 26 grudnia 1890. Neapol. Zawód, zajęcie. archeolog. Multimedia w Wikimedia Commons. Johann Ludwig Heinrich Julius Schliemann (ur. 6 stycznia 1822 w Neubukow, zm. 26 grudnia 1890 w Neapolu) – niemiecki archeolog amator, odkrywca Troi, Myken i Tyrynsu .
Najciekawsze odkrycia archeologiczne w Wałbrzychu. Skarby znalezione przypadkowo! Bezgłowa mumia, butelka z listem sprzed 110 lat, garniec praskich groszy, grobowiec pod placem w centrum miasta, czy łużyckie naczynia. To tylko klika
Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów przechowywania przedmiotów kruszcowych pod podłogą dom u są skarby znalezione przed parom a laty w Spillings na G otlandii (P. W iderstróm 2004). Depozyty były trzy: jeden, składający się ze srebrnych m onet arabskich, ważył 27 kg.
Niemcy po II wojnie światowej Powojenna polityka wobec Niemiec Niemcy po II WŚ podzielone zostały na 4 strefy okupacyjne. W 1945 roku alianci dokonali podziału Niemiec na strefę brytyjską, amerykańską, francuską oraz radziecką.
Ponieważ znaleziony skarb należy do Skarbu Państwa to w przypadku nie wywiązania się z obowiązków znalazcy i zatrzymania znaleziska u siebie, czy rozporządzania nim w inny sposób (np. podarowania komuś) znalazca staje się sprawcą przestępstwa przywłaszczenia cudzej rzeczy na podstawie art. 284 par. 3 Kodeksu Karnego (Dz.U. Z 1997 r.
Aujourd Hui J Ai Rencontre L Homme De Ma Vie. Pan Samochodzik, jak wspominałem, opisywał (ale tylko w książce) okoliczności odnalezienia w Malborku „ołtarzyka Ulricha von Jungingen", który znajdował się na zamku od 1823 r. (był pozyskany jako darowizna arcybiskupa gnieźnieńskiego Floriana Stablewskiego dla późniejszego króla Prus Fryderyka Wilhelma IV) ale w Malborku zaginęły też i inne skarby, które udało się odnaleźć - co niestety nie znaczy - odzyskać. W Muzeum Narodowym w Warszawie znajduje się Poliptyk Grudziądzki, który pierwotnie znajdował się w kaplicy zamku w Grudziądzu a w XVIII w. został przeniesiony do tamtejszego kościoła św. Mikołaja, tam z kolei uległ podziałowi, część tablic przekazano do kaplicy cmentarnej, część pozostała w kościele a większość zakupiło Muzeum Prowincjonalne Prus Zachodnich w Gdańsku (1883 r.). W latach 1907-1915 (choć pojawiają się niewielkie różnice co do dat) wszystkie tablice zostały przez Steinbrechta sprowadzone do Malborka, scalone i przyozdobione szczytami a następnie eksponowane w kaplicy św. Wawrzyńca. W 1945 r. Poliptyk został przeniesiony do Muzeum Wojska Polskiego a w 1946 r. ostatecznie do Muzeum Narodowego w Warszawie. Trochę bliżej znajduje się gotycki ołtarz św. Wawrzyńca z kościoła św. Jana. W Malborku był od zawsze, tzn. od początku XVI w. kiedy został ufundowany przez cech kowali, a w II poł. XVII w. znajdował się już w kościele św. Jana. W obawie przed zniszczeniami (co z dzisiejszej perspektywy brzmi jak złośliwy chichot historii) został przez Schmidta przeniesiony do kościoła w Fiszewie. Stamtąd trafił po 1945 r. do Kurii Biskupiej w Olsztynie, a w 1995 r. do kościoła św. Katarzyny Aleksandyjskiej w pocieszenie (choć marne to pocieszenie), można co najwyżej dodać, że zabytki malborskie są w dobrym towarzystwie bo gdański Kościół Mariacki do dziś nie może doczekać się oryginału Sądu Ostatecznego Memlinga a gdyby Muzeum Narodowemu w Warszawie przyszło oddawać to co "odzyskano" z „prastarych ziem piastowskich” jego dział sztuki średniowiecznej pewnie świeciłby gołymi ścianami.
Poniedziałek, 27 sierpnia 2018 (16:32) Podczas czyszczenia strychu w urzędzie miasta w Wieliczce przypadkiem natrafiono na pomieszczenie, w którym składowano dokumenty. To niezwykłe odkrycie, bo ostatnie papiery pochodzą z II wojny światowej, od tamtej pory o pomieszczeniu na strychu zapomniano. Dziś odnalezione dokumenty pokazano po raz pierwszy publicznie. Najstarszy z nich pochodzi z 1864 roku. Dokumenty znalezione w Wieliczce z XIX i XX wieku /Józef Polewka /RMF24 Historyków zaskakuje to, że dokumenty są w bardzo dobrym stanie. Mógł na to wpłynąć mikroklimat panujący na strychu. Te dokumenty są z ciężkiego okresu historii Polski i to widać także w Wieliczce. Począwszy od rozbiorów, gdzie część dokumentów zapisanych jest w języku niemieckim, poprzez powstanie styczniowe, poprzez I wojnę światową, Problemy XX wieku, a później eksterminację ludności żydowskiej podczas II wojny światowej. Są na przykład rejestry funduszy na sieroty powojenne, czy zbiórki pieniędzy na wdowy po żołnierzach. Są dokumenty mówiące o mobilizacji przed II wojną światową oraz opowiadające o eksterminacji Żydów - mówi Magdalena Golonka z wielickiego urzędu miasta. Jednym ciekawszych odkryć może być tak zwana Lodownia miejska - czyli miejska chłodnia, która znajdowała się na terenie obecnego parku im. Adama Mickiewicza. Miały być tam przechowywane piwo i wino. No teraz nic nie pozostaje jak tylko kopać w tym parku i przekonać się czy cos tam zostało. O wielu obiektach po prostu nie wiedzieliśmy - podkreśla Golonka. To niesamowite co tam można znaleźć, jest dziennik podawczy, to przekrój życia społecznego miasta - mówi Artur Kozioł burmistrz Wieliczki. Wśród ponad tysiąca znalezionych dokumentów są też takie, które traktują o projektach kanalizacji w Wieliczce. Na mapach z dwudziestolecia międzywojennego można na przykład zobaczyć, jak nazywały się przed wojną niektóre ulice. Większość z dokumentów jest spisanych ręcznie. Nie wiadomo jeszcze, gdzie te dokumenty będą prezentowane na stałe. Burmistrz deklaruje, ze prowadzone są rozmowy z IPN-em oraz Muzeum Żup Krakowskich. Władze chcą jednak by były prezentowane w Wieliczce. Z kolei Tadeusz Jakubowicz przewodniczący Żydowskiej Gminy wyznaniowej w Krakowie nazywa te dokumenty "skarbem". Dowiadujemy się ile mieszkańców tu żyło pochodzenia żydowskiego, to była bardzo pokaźna liczba. To około 40% mieszkańców Wieliczki - dodaje Jakubowicz. (mch)
Poniedziałek, 9 maja 2016 (14:12) To zaginione po wojnie zbiory Muzeum Narodowego w Szczecinie znaleziono w Mołtowie pod Kołobrzegiem. Na znalezisko w lesie natknęli się poszukiwacze złomu. Na miejscu już pracują archeolodzy ze Szczecina, którzy mają dokładnie zbadań znalezisko. O tym, że odnalezione przedmioty pochodzą z muzeum w Szczecinie, świadczą sygnatury na znalezionych obiektach oraz dokumenty wskazujące pałac w Mołtowie jako jedno z miejsc, gdzie Niemcy ukryli przed bombardowaniem cenne eksponaty z muzeum. W ziemi znaleziono co najmniej kilkadziesiąt obiektów. Są to zabytki archeologiczne i monety, ale skarbów może być tam więcej - wynikałoby tak z rejestru zaginionych zabytków, jakim dysponuje Muzeum Narodowe ze Szczecina. Zgodnie ze spisami inwentarzowymi muzeum do Mołtowa mogły trafić właśnie zabytki archeologiczne, numizmatyczne oraz część bogatego księgozbioru, być może znajdują się tam także zabytki sztuki średniowiecznej - mówi Daniel Źródlewski, rzecznik prasowy szczecińskiego muzeum. Odkrycie z Mołtowa to dla muzealników spora niespodzianka. Wiadomo było, że w Mołtowie niemieckie muzeum miało jedną z 20 kryjówek, wyznaczonych na czas wojny do składowania zbiorów, ale znajdowała się ona w zupełnie innym punkcie tej miejscowości. W Mołtowie trwają właśnie oględziny wykopanego skarbu. Archeolodzy pracują pod nadzorem policji i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Porównanie tego, co kryje ziemia ze spisem inwentarza zajmie archeologom kilka dni. (az)
Olsztyńska policja poszukuje od czwartku Agnieszki Obarzanek. 38-letnia mieszkanka gminy Jeziorany zaginęła. Nad jeziorem znaleziono część jej rzeczy. Policjanci proszą o pilny podaje TVN24, od czwartku nie ma kontaktu z kobietą. Wiadomo, że Agnieszka Obarzanek wyszła z domu w ubiegły czwartek ok. godz. 14:00. Ostatni raz widziano ją w miejscowości Tłokowo między jeziorami Ring, a Agnieszka ObarzanekTo właśnie tam znaleziono część osobistych rzeczy należących do zaginionej kobiety. To jej telefon komórkowy oraz bluzka z długim rękawem. W dniu zaginięcia mogła mieć na sobie jasną, biało-błękitną bluzkę oraz dżinsowe spodenki. Według policji, kobieta mogła oddalić się z tego miejsca. Agnieszka Obarzanek ma 170 cm wzrostu. Ma niebieskie oczy, jest szczupła. Nad ustami ma poszukują ratownicy, policja, rodzina oraz przyjaciele. Policjanci nie wykluczają żadnej część artykułu pod materiałem wideoZobacz także: Opuszczony "szpital śmierci". Polacy weszli do byłego sanatorium dla gruźlikówŹródło: TVN24, WP Wiadomości
Bursztynowa komnata, złoto Wrocławia, kosztowności mongolskiego chana... Wszystkie te skarby mogą znajdować się gdzieś obok nas. Nie wierzycie? Przeczytajcie. Dziś pierwsza część naszego - Archiwum TalleyrandówJuż ponad 60 lat trwają już poszukiwania legendarnego archiwum Doroty Talleyrand Perigord. Czyżby nadal znajdowało się w żagańskim pałacu? 22 kwietnia 1944 roku pełnomocnik rządu III Rzeszy informował wydział samorządowy Prowincji Śląskiej, że najcenniejsze zbiory Żagania zostały zapakowane do skrzyń i umieszczone w piwnicy. Rozebrano meble, sporządzono specjalne stelaże do obrazów. Część majątku - szczególnie bibliotekę, planowano przewieźć do Miodnicy lub do dworu w podszprotawskiej Borowinie. Były także plany ukrycia skarbów w Kliczkowie w okolicy do akcji włączył się słynny Guenter Grundmann, piwnice żagańskiego pałacu pełne były skrzyń. Ponieważ mieli przybyć pierwsi pacjenci do urządzonego w pałacu szpitala, rozpaczliwie szukano środków transportu, żeby skarby wywieźć. W październiku na dwa samochody zapakowano większość dóbr. W piwnicy pozostało jednak 47 skrzyń i pakunków oraz pojedynczych przedmiotów. W jednej ze skrzyń znajdował się słynny zbiór listów i francuskich źródeł po zajęciu Żagania przez Rosjan w pałacu pojawiło się dwóch oficerów - Francuz i Amerykanin, którzy najpierw pomieszczenia przeszukali i za zgodą dowództwa radzieckiego zabrali kilka skrzyń dawnego archiwum pałacowego. Inna wersja mówi, że pałac odwiedził wówczas pewien dyplomata holenderski - pełnomocnik Talleyrandów. Świadkowie mówią nawet, że pałac najeżdżały wręcz wycieczki rozmaitych cudzoziemców, a przez pewien czas nad budynkiem powiewała nawet francuska protokół zawartości skrzyń spisano w grudniu 1944 r., półtora miesiąca przed wkroczeniem do Żagania wojsk radzieckich. Tak naprawdę nikt nie wie, co się stało z ich bezcenną zawartością. Niemiecki historyk sztuki Palmbeck same tylko zbiory sztuki wycenił na 4 mln marek. Osobne inwentarze sporządzono dla bibliotek - francuskiej i niemieckiej oraz unikalnego zbioru listów. Sporo dzieł sztuki z tej listy znajduje się w muzeach francuskich, niektóre przewinęły się przez słynne domy aukcyjne. Większość obrazów i rzeźb z Żagania trafiła do zamku Talleyrandów w wiadomo natomiast, gdzie znalazło się sporo zabytków, przede wszystkim kolekcja słynnych listów z kolekcji Doroty Talleyrand, które nigdy nie "wypłynęły". W Bibliotece Kongresu USA znajdują się mikrofilmy zbiorów tzw. archiwum Talleyrandów, sporządzone przez tajemniczego doktora Hutha. Jak trafiły za ocean? Przed 30 laty do Polski dotarł list pewnego Niemca, który twierdził, że zna lokalizację ukrytych w żagańskim pałacu sreber i archiwaliów. Tropem ruszyła ekipa fachowców - nic nie znaleziono. Nic nie wskazuje też na to, by powiodły się wcześniejsze próby poszukiwań rozmaitych łowców skarbów, którzy zostawili po sobie pamiątki w postaci rozkutych ścian. A może skarb spoczywa w piwnicach pałacyków w Miodnicy lub Borowiny?SIEDLISKO - Muzeum w piwnicyJuż w połowie 1942 roku Niemcy rozpoczęli akcję chowania zrabowanych w różnych zakątkach Europy dzieł sztuki. Nie myśleli o zbliżającej się klęsce, ale chcieli zabezpieczyć cenne przedmioty przed bombardowaniami. Profesor Guenter Grundman, konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej, otrzymał z Berlina polecenie wyszukania na swoim terenie działania miejsc nadających się na składnice dzieł sztuki, archiwaliów i muzealiów pochodzących ze wschodnich i północnych Niemiec. Nawiasem mówiąc naukowiec ten zajmował się także wyszukiwanie złomu metali kolorowych dla niemieckich hut - dzwonów, naczyń liturgicznych, pomników...Najpierw przygotowano wykaz rzeczy, które trzeba ukryć, później do właścicieli obiektów skierowano pisma - Grundman postawił na pałace i zamki. Na składnice wybierano sale na parterze, czasem piwnice i lochy - o ile były suche. Rzadziej starannie zakopywano lub zamurowywano w specjalnych wynika z dokumentów firm przewozowych, pierwsze partie skarbów trafiały do składnic już 1942 roku. Na początku do Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego. Do czerwca 1944 roku zorganizowano składnice w 79 miejscowościach. Z samych tylko zbiorów muzealnych Wrocławia wywieziono i ukryto 34 ołtarze, 992 obiekty przedhistoryczne, 25 tys. tomów ksiąg, 11 epitafiów, sztuk szkła artystycznego, 7 tys. grafik, 195 miniatur, monet, 746 sztuk zbroi i broni...Traf sprawił, że lista skrytek Grundmana trafiła w ręce polskich historyków - wydobyto je spod gruzów urzędu konserwatorskiego. Zaszyfrowane zapiski udało się odczytać i historycy ruszyli ich śladem... Znaleziono niewiele - jedne obiekty zostały zniszczone, inne na pierwszej liście Grundmana znalazły się lubuskie miejscowości. Carolath (Siedlisko), Sprottau (Szprotawa), Hartau (Borowina pod Szprotawą). Poszukiwacze mówią także o lochach średniowiecznych pod Starym Miastem w Głogowie i Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. W styczniu 1946 polscy historycy sztuki spenetrowali Żagań, Kożuchów, Bytom Odrzański i Nową Sól. W marcu 1946 r. zabezpieczono wspaniałą, XVIII-wieczną bibliotekę z Grundman nigdy na Dolny Śląsk nie przyjechał, nie odpowiadał także na listy polskich - Gdzieś jest galeriaW 1944 roku Niemcy doskonale wiedzieli, że mają kłopoty. Trwało poszukiwanie rozmaitych schowków, w których najcenniejsze dzieła sztuki i archiwa mogą przetrwać wojenną pożogę. Na liście dobrze rokujących miejsc znalazło się kilka punktów w Szprotawie i najbliższych okolicach - oba miejscowe kościoły, pałac w Borowinie...- Mamy relacje ludzi, którzy po wojnie przyjechali do Szprotawy jako pierwsi - opowiada regionalista Maciej Boryna. - Twierdzili, że wędrując podziemiami potykali się o jakieś pomieszczeniu archiwum szprotawskiego muzeum wisi reprodukcja o tematyce religijnej. Nic nadzwyczajnego. Uwagę zwraca natomiast rama, która jakby nie pasuje do tego "dzieła". Podobnie jak szare passe-partout. Reprodukcja, dar szprotawianina, wisi w tym miejscu od trzech lat. Jednak dopiero ostatnio Boryna zwrócił uwagę na odcisk tłoczonej pieczęci. I napis KGL. NATIONAL GALERIE "BERLIN", czyli "Królewska Galeria Narodowa w Berlinie".- Nie ma wątpliwości co do autentyczności passe-partout i pieczęci - dodaje Boryna. - Skąd się wzięły w Szprotawie? Nasz darczyńca nie wie, kiedy i jak jego przodkowie weszli w jego posiadanie. Nie wiadomo także czy ta rama zdobiła jakieś znacznie bardziej cenne tutaj rozpoczyna się historia. Niecały rok po zakończeniu działań wojennych, w 1946 roku, zlikwidowano szprotawskie skrytki, w których schowano zbiory biblioteki i archiwum miejskiego z Wrocławia. Depozyty odnaleziono również w pałacu von Stoschów w pobliskiej Borowinie. Czy to były wszystkie ukryte przedmioty? Trudno przypuszczać znając historie innych wojennych skarbów. Pewne jest jedno. Po 1945 roku berlińska galeria nie odzyskała wszystkich Jak pisze Claude Keisch w "Die Alte Nationalgalerie Berlin", zbiory galerii zostały zdziesiątkowane wskutek bombardowań i przewożenia - dodaje Boryna. - Z oficjalnych informacji dowiadujemy się, że gdy rozpoczęła się wojna, całą galerię zniesiono do piwnic, potem zdeponowano w banku krajowym. Nasilenie bombardowań zmusiło odpowiedzialne służby do ukrycia dzieł w kopalniach soli na terenie środkowych tak dzieła sztuki trafiały w ręce zdobywców i wędrowały do Wiesbaden, Braunschweigu, Berlina i w głąb Związku Radzieckiego. Wiele z nich zostało zagrabionych przez żołnierzy i przypadkowych znalazców. Dotychczas ustalono miejsca przechowywania jedynie 49 utraconych wtedy pozycji. Znajdują się one w innych muzeach oraz w rękach prywatnych kolekcjonerów w Niemczech, USA i Grecji. No i rama wraz passe-partout w Muzeum Ziemi - Ludzie chowali precjozaTuż przed wkroczeniem wojsk radzieckich w Gubinie wybuchła panika. Przerażeni mieszkańcy chowali swoje kosztowności. Wymarzonym miejscem były rozbudowane podziemia fary. Oprócz przedmiotów należących do wiernych trafiły tam także pieniądze, zabytki sztuki sakralnej i złote wyposażenie liturgiczne...Gdy do miasta wkroczyli Rosjanie zastali morze zgliszcz - pozostały tylko ruiny ratusza, fary, fragmenty murów obronnych z basztą Bramy Ostrowskiej, nieco budynków na przedmieściach. W ślad za wojskiem szli szabrownicy. Ciężarówki wypełnione po brzegi meblami, dywanami, przedmiotami codziennego użytku jechały do Polski południowej i centralnej. Trwało także przeszukiwanie miasta i jak twierdzą świadkowie tamtych dni właśnie na kosztownościach znalezionych wówczas zbudowano niejedną fortunę. Wśród przesiedleńców znalazł się szesnastoletni mieszkaniec Krakowa. Zaprzyjaźnił się z leciwym już Niemcem, o którym mówiono, że był kościelnym gubińskiej fary. Na łożu śmierci starzec miał młodzieńcowi zdradzić podobno miejsc, gdzie ukryte zostały skarby chłopca wyrósł mężczyzna, dla którego znalezienie skarbu stało się celem i obsesją. Jak przyznają jego córki i syn, udało mu się nawet co nieco znaleźć. Po nim sekret miały odziedziczyć córki, a mniej więcej wówczas rozpoczęła się druga gubińska gorączka złota. Wskazywano nowe miejsca, strzępy relacji. Natychmiast pojawiły się ekipy zbrojnych w łopaty poszukiwaczy. Farę musiała strzec policja, a potomkowie strażnika sekretu byli nieustannie molestowani o wyjawienie zabezpieczenie nie wstrzymywało próby, gdy wybuchła trzecia faza gorączki złota - niemal dokładnie przed dziesięcioma laty - na apel Daniela M. stanęło 17 gubinian, którzy zarejestrowali w sądzie Stowarzyszenie Ziemi Gubińskiej - Poszukiwaczy Skarbów. Daniel M. Pokazywał i wskazywał kolejne miejsca ukrycia skarbu - dawna apteka, Wzgórze Śmierci. Poszukiwacze walczyli nawet o dotacje z Urzędu Miasta. Najbardziej zagorzali utrzymywali, że w podziemiach znajduje się słynne złoto Wrocławia. Rumieńców historii nadał list obywatelki Niemiec, która zwróciła się do władz miasta z pytaniem o polską procedurę ubiegania się o zezwolenie na poszukiwanie skarbów...Bardziej sceptyczni są historycy. Negują nawet istnienie tego rozbudowanego systemu podziemi pod gubińską farą - podczas niedawnych prac archeologicznych w okolicy kościoła odkryto na poziomie 3,2 metra wodę - oznacza to, że podziemia nie mogły sięgać w głąb, a gęsta zabudowa okolicy wyklucza istnienie sieci "płytkich" korytarzy. O gubińskich podziemiach nie ma także nawet wzmianki w archiwum wojewódzkim. To jest o tyle dziwne, że tutaj sporo jest wiadomości o tym mieście. Jednak ostatnie prace archeologów i budowlańców zdają się przeczyć istnieniu - Złoto białego generałaZ Zatoniem wiąże się historia, którą opisał w swojej książce "Testament barona" znany dziennikarz - podróżnik Witold Michałowski. Uważa on, że testament bałtyckiego barona Ungerna-Sternberga, chana mongolskiego z 1921 roku, określający miejsce ukrycia skarbów mongolskich w Azji, trafił w 1945 roku z Estonii do Zatonia. Gdzie zaginął bądź został ukryty...Baron Roman Nicolaus von Ungern-Sternberg to rosyjski generał, dowódca Azjatyckiej Dywizji Konnej na Dalekim Wschodzie. Urodził się w Grazu, wychowywał w Tallinnie. Uczestnik wojny rosyjsko-japońskiej w 1905. Po rewolucji lutowej wysłany na Daleki Wschód. Po rewolucji październikowej walczył z bolszewikami. Zasłynął bezlitosnymi mordami bolszewików lub osób podejrzanych o sprzyjanie bolszewikom czy innym frakcjom rewolucyjnym oraz na Żydach, przez co zyskał tytuł Krwawego Barona. Przejął dowodzenie nad armią w rejonie jeziora 1920 odciął się od Białej Gwardii i ogłosił niezależnym wojownikiem. Jego celem stało się zaprowadzenie monarchii na całym świecie. Głosił hasła antysemickie. Zaczął przygotowywać ekspedycję, której celem miało być przywrócenie dynastii Qing w Chinach. W dniach 28 września - 2 października 1920 jego oddziały wkroczyły do Mongolii. 3 lutego 1921 zdobył Urgę i przywrócił tam władzę Bogda Chana. Faktycznie sam przejął władzę, ogłaszając się reinkarnacją czerwcu 1921 na czele 20-tysięcznej armii białych Rosjan i Mongołów zaatakował Rosję, jednakże szybko został rozbity w bitwach pod Nauszkami i Jeziorem Gęsim. Obalony 6 lipca 1921, dowodził ruchem oporu do pojmania 21 sierpnia. Zginął 15 września 1921, rozstrzelany w jakim skarbie mowa? To kasa białej gwardii, nad którą sprawował pieczę uzupełniona przez lamaickie dobra i kosztowności z buddyjskich klasztorów. Cały ten majątek zniknął ukryty gdzieś w stepach Mongolii. Gdzie? To pokazuje mapa ukryta w TYLKO WITASZKOWO - Dzieło przypadkuWitaszkowo, wieś w gminie Gubin, słynne stało się za sprawą znaleziska scytyjskiego. Za jego sprawą niewielkie podgubińskie Witaszkowo można znaleźć w każdej archeologicznej encyklopedii. W 1882 roku witaszkowski wieśniak o nazwisku Leuschke (wówczas wieś nazywała się Vettersfelde) znalazł na swoim polu złoty skarb. W sumie uzbierało się 4,5 kg złotych przedmiotów. Chłop zawiadomił miejscowego wielmożę - księcia Henryka Schoenaicha-Carolatha, a ten berlińskich historyków. Natychmiast odkrycie uznano za sensację. Znalezisko scytyjskich wyrobów uznano za porównywalne z tymi pochodzącymi ze stepów Ukrainy. Zwłaszcza wspaniałą złotą rybę. Według wstępnej interpretacji skarb miał pochodzić z kurhanu scytyjskiego wodza, który rozmyły gwałtowne deszcze. Historycy śmieją się z podobnej historii. W Polsce nie znaleziono żadnego scytyjskiego pochówku. Ponieważ Scytowie zabierali ze sobą zwłoki poległych towarzyszy. Ryba i inne złote przedmioty pochodziły prawdopodobnie z wyposażenia scytyjskiego bogatego wojownika. Zapewne były to elementy pancerza, który oderwali zwycięzcy. Autorem ozdób był prawdopodobnie jakiś grecki, joński wieść o tym skarbie polscy historycy tylko wzdychają. Jego część można oglądać podczas okazjonalnych wystaw w berlińskich muzeach. Tuż przed wojną kopia skarbu - podobno znakomita i też wykonana ze złota - znajdowała się w gubeńskim muzeum. Oryginały dwóch najcenniejszych zabytków zaginęły. Kopie można podziwiać w muzeum w Świdnicy... Nawiasem mówiąc miniony rok był, jeśli chodzi o przypadkowe odkrycia skarbów, wyjątkowy. Na podkrośnieńskiej budowie znaleziono skarb kultury unietyckiej. Z kolei pod Jasieniem grzybiarz natknął się na "sejf" wytwórcy z pobliskiej Wiciny. A o ilu znalezionych skarbach nie wiemy...?
skarby znalezione po wojnie